W marcu 2019 roku poprosiłam na FB o trzymanie za mnie kciuków. Nie zdradzałam, o co chodzi, żeby – jak to się mówi – nie zapeszyć. Obiecałam jednak, że „potem wszystko wyjaśnię”. I teraz właśnie nadszedł ten moment. Zapraszam do Opowieści o Dziewczynie i Panu Angielskim.
lata dziecięce: „jakie ładne kształty”
Dawno, dawno temu żyła sobie Dziewczyna. W tamtych starożytnych czasach podstawowym językiem w szkole był język rosyjski. Dziewczyna poznała go jako 4-latka, podbierając materiały swojemu bratu. Jak dziś pamięta książeczki z „bukwami” i linijkami, w których należało je przepisywać… wielokrotnie. Choć wtedy dla Dziewczyny nie były to literki, tylko ładne obrazki.
Ponieważ brat dzielnie uczył się ich rysowania, dziewczyna – zapatrzona w niego, jak w obrazek –siedziała przy nim i „pomagając sobie językiem” robiła to samo. Dość szybko nauczyła się literek, potem zaczęła je rozumieć, a potem składać w wyrazy i zdania, czytać bajki (oryginalne, z takimi wspaniałymi rosyjskimi obrazkami… pamiętacie je jeszcze?) i opowiadania.
lata szkolne: „nigdy się nie nauczysz”
Dziewczyna zakochała się w języku rosyjskim: w wyjątkowych literach i w jego melodii. W szkole nie miała z nim najmniejszego problemu. Na początku liceum czytała w oryginale „Cichy Don” Szołochowa. A potem nadszedł moment, gdy do nauki wprowadzono drugi język – niemiecki. Niemiecki był fajny, bo łatwo było „składać” wyrazy z „cegiełek” innych wyrazów. Nawet najdłuższe słowa nie przerażały Dziewczyny… w piśmie. Gorzej było z wymową.
Po wielokrotnym usłyszeniu od nauczycielki, że „czego, jak czego, ale talentu do języków to nie ma” a „jej wymowa jest gorzej niż tragiczna, więc lepiej, żeby sobie odpuściła” – Dziewczyna psychicznie rzeczywiście sobie odpuściła. Wolała trzymać się ukochanego rosyjskiego – tak było milej i prościej.
Ćwiczenie niemieckiego zeszło na plan ostatni. Pojawiła się też niechęć do języków w ogóle, a szczególnie do Pana Angielskiego. Pan Angielski – a brytyjski Pan Angielski wyjątkowo – był dla niej okropny. Nie lubiła nawet oglądać brytyjskich filmów. Dlaczego? Bo jeśli Dziewczyna – jak jej przez kilka lat tłumaczono – nie była w stanie w miarę przyzwoicie wypowiadać się po niemiecku („jesteś beztalenciem językowym” słyszała), to co dopiero w tak miękkim i płynnym angielskim… Dodatkowo w porównaniu z konkretnym, namacalnym i „z zasadami” niemieckim – Pan Angielski był nijaki, niejasny i niedookreślony.
Dlatego też, gdy w połowie liceum przyszła zmiana i zaczęto wprowadzać angielski, jako drugi obowiązkowy język – Dziewczyna walczyła jak lwica o utrzymanie rosyjskiego i niemieckiego. Walczyła i wywalczyła. Pan Angielski do końca szkoły nie miał jej towarzyszyć.
lata studenckie: „odpuść, i tak nie dasz rady… choć powinnaś”
Gdy Dziewczyna poszła na studia pomyślała, że co prawda nie lubi Pana Angielskiego, jednak zaczyna on być ważnym w świecie towarzyszem, więc najwyższy czas zacząć się go uczyć. Zapisała się na lektorat z angielskiego.
Oczywiście… większość innych studentów uczyła się tego języka co najmniej od liceum, więc nauczyciel do nich musiał dopasować program i poziom. Dziewczyna nie potrafiła (nie chciała? nie miała motywacji?) nadgonić, więc starała się być na zajęciach tak rzadko, jak mogła. Podczas sprawdzianów mówiła bardziej po niemiecku niż po angielsku. Nauczyciel był wyrozumiały, więc skończyła lektorat ze słabą trójczyną. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, że ma temat z głowy na jakiś czas.
Po kolejnych trzech latach rzeczywistość o sobie przypomniała, bo przecież, aby zakończyć studia trzeba było ponownie spotkać się z Panem Angielskim na oficjalnym teście. Inaczej nici z magisterki. Dziewczyna zestresowała się – tytuł magistra mieć chciała. Nabyła więc Sita Learning System i dzielnie – całe trzy miesiące – codziennie przez godzinę leżała z okularami na oczach, słuchawkami na uszach i rurką do łapania w[y]dechów pod nosem (nie, żeby korzystała z zeszytu ćwiczeń, o nie). Ponieważ podczas egzaminu trzeba było nie tylko pisać (co było łatwiejsze), ale także mówić – kupiła bryk „Elza z buszu” i nauczyła się go prawie na pamięć.
Dziewczyna jeszcze wiele lat później nie wiedziała, czemu Pan Angielski był dla niej tak miły… Zdała na słabą trójkę i szybko porzuciła temat.
wczesne lata dorosłe: „eee… nie potrzebuję”
Przez wiele lat Dziewczyna radziła sobie w życiu bez Pana Angielskiego. Przez wiele lat nie był jej do niczego potrzebny (jak sobie stale powtarzała). Mądre książki były też po polsku. Nie pracowała z firmami wymagającymi angielskiego, a jeśli trzeba było sięgnąć do anglojęzycznych treści w Internecie – wystarczający był Google Translator.
Jednak coraz gorzej czuła się ze swoimi kiepskimi relacjami z Panem Angielskim. Czasem jednak trzeba było użyć angielskich słów (coraz więcej nazw i modeli je zawierało), a ona przecież WIEDZIAŁA, że „wymowę ma gorzej niż tragiczną”… Z tego względu w 2014 roku wykupiła naukę wg metody Callana. Doszła do Stage 03 i uznała że wystarczy.
Dziewczyna wyraźnie nie czuła motywacji, by aktywnie korzystać z języka.